Jedną z ostatnich pamiątek przypominających dawną obecność koni w naszym Mieście jest kuty uchwyt do lejców, wbity w kasztanowca przy siedzibie PZU.
Dlaczego piszę o tym dziś? Bo jeszcze w moim dzieciństwie odpust Przemienienia Pańskiego sprowadzał do nas gości zjeżdżających furkami. Nad rzeką, na błoniach, pełno było wozów z końmi. Tak jak wcześniej przez stulecia na jarmarkach i targach.
Radosna atmosfera odpustu, spotkań z sąsiadami, prezentów dla dzieci miała za tło jadące i stukające podkowami, czekające i jedzące, podkarmiane przez dzieci cukrem konie. My, dzieci z rodzin żyjących już bez zwierząt domowych mogłyśmy im tylko zazdrościć zażyłości z takimi fantastycznymi istotami – myślącymi a milczącymi.
Szkoda, że życie zmieniło się tak, że żyjemy bez zwierząt. Nie tylko mi żal.
Andrzej Dobrowolski
Wiersz Tadeusza Różewicza:
Końbysięuśmiał
Torturowanie rzeczy
nie ma przyszłości
katowanie maszyn do szycia
traktorów pralek telewizorów
w dzieciństwie
widziałem bitego konia
który płakał
poeci którzy przyjdą
po moim najdłuższym
i szczęśliwym życiu
- skarcony przez Optymistę
wystrzegam się w wierszach
trywialnego
słowa śmierć -
a więc poeci którzy
przyjdą
nie zobaczą
zdziczałego furmana
który katuje konia
choć mogą zostać
zaskoczeni
widokiem kierowcy
który bije i kopie samochód
w maskę
obraz ten będzie jednak
pozbawiony sensu oraz
wartości humanistycznych